Historia każdej rodziny zastępczej jest wyjątkowa i niepowtarzalna. Do takich z pewnością należy opowieść o pani Dagmarze i panu Zbigniewie. Przedstawia ona zasady funkcjonowania tego typu opieki oraz uświadamia, jak wielką mądrością i dojrzałością należy się wykazać, by zadbać o szczęście dziecka.
Małżonkowie poznali się na pięknej plaży w Międzyzdrojach ponad 10 lat temu. Pani Dagmara wyjechała, aby odpocząć, zaś pan Zbigniew wynajmował wówczas w tym mieście mieszkanie. Szybko poczuli, że chcieliby zostać parą. Dziś stanowią udane małżeństwo. Pani Dagmara ceni męża za jego spokój i optymizm. Uważa go za silnego człowieka, który stanowi ostoję ich rodziny. Pan Zbigniew docenia bezkonfliktowość żony oraz jej czułość i troskę.
Pierwsze spotkania, pierwsze decyzje…
Kiedy pani Dagmara i pan Zbigniew spotkali się po raz pierwszy, nigdy nie przyszłoby im do głowy, w jak niezwykły sposób potoczą się losy ich rodziny. Warto jednak wspomnieć, że pani Dagmara od zawsze myślała o tym, by zostać mamą zastępczą dla potrzebującego dziecka, ale nigdy dotąd te plany nie przybrały konkretnej formy. Kiedy jednak wyszła za mąż i okazało się, że nie mogą mieć z mężem biologicznego dziecka, dość szybko zapadła decyzja o stworzeniu rodziny zastępczej. Małżonkowie od zawsze byli wrażliwi na krzywdę dzieci. W 2011 roku po raz pierwszy wybrali się w odwiedziny do pobliskiego domu dziecka. Bardzo szybko te spotkania stały się coraz częstsze – pani Dagmara spędzała z dziećmi niemal każde wolne popołudnie.
Małżonkowie szczególnie związali się z trojgiem rodzeństwa: 11-letnią Polą, 8-letnią Kamilą i 10-letnim Piotrusiem. Ich biologiczni rodzice mieli problem z uzależnieniem od alkoholu. Pojawiali się i znikali. Rozbudzali w dzieciach nadzieję, składali obietnice, po czym nie wywiązywali się z nich. Pani Dagmara wraz z mężem szybko wystąpili do sądu o możliwość urlopowania dzieci. Sąd wyraził na to zgodę i odtąd dzieci gościły u małżonków podczas weekendów i świąt.
… i pierwsze kłopoty
Napotkali jednak na częsty w podobnych sytuacjach problem. Rodzina biologiczna w postaci wujków i cioć, z którą rodzeństwo miało sporadyczny kontakt, zaczęła nastawiać dzieci przeciwko pani Dagmarze i panu Zbigniewowi.
Pracownicy Fundacji „Mam Dom”, która zajmuje się m.in. wspieraniem rodzin zastępczych, adopcyjnych i biologicznych, interpretuje taką sytuację w następujący sposób:
Bardzo często zdarza się, że rodzina biologiczna, która dowiaduje się o kontaktach dzieci z rodzinami zaprzyjaźnionymi czy zastępczymi, reaguje negatywnie. Nierzadko chodzi tu o mechanizm kompensacji – rodzina wie, że nie zapewniła dzieciom odpowiedniej opieki, więc czuje z tego powodu wyrzuty sumienia. Aby jednak uniknąć związanych z tym przykrych emocji, o swoją nieudolność oskarża innych. Osoby takie często twierdzą, że zaopiekowałyby się dziećmi, gdyby nie „utrudniająca” i „przeszkadzająca” rodzina zastępcza. Swoje braki i życiowe trudności projektują na innych, zarzucając im, że źle opiekują się dziećmi, zaniedbują je, niedostatecznie się starają. Taka sytuacja odbija się negatywnie na dzieciach. Przeżywają one konflikt lojalnościowy. Pragną czuć przynależność do rodziny biologicznej, ponieważ niezwykle trudno jest im doświadczyć uczucia odrzucenia. Z tego powodu ufają słowom rodziny biologicznej, odrzucając pomocną dłoń, co często źle się dla nich kończy. Oczywiście wiele rodzin biologicznych postępuje inaczej. Osoby takie są na tyle dojrzałe, by czuć wdzięczność za to, że ktoś opiekuje się ich dziećmi najlepiej, jak potrafi. Jeśli utrzymują kontakt, to w taki sposób, by nie szkodzić relacji dzieci z nowymi opiekunami. Jedno jest pewne – dla dobra dziecka w tych relacjach należy wyznaczyć konkretne granice i się ich trzymać.
Oficjalnie: rodzina zastępcza
Opiekę nad Kamilą i Piotrusiem po pewnym czasie faktycznie przejęła dalsza rodzina biologiczna. Z sobie tylko znanych względów odrzucili oni Polę. Utrzymywali z nią kontakt, jednak nie zamierzali zapewnić jej miejsca pod swoim dachem. Wtedy pani Dagmara i pan Zbigniew na wyraźną prośbę Poli złożyli wniosek o stworzenie dla dziewczynki rodziny zastępczej. Już wcześniej pragnęli zaopiekować się całą trójką, nie chcieli jednak jeszcze bardziej komplikować trudnych relacji z rodziną biologiczną.
Rok 2014 okazał się przełomowy dla małżonków. To wtedy, w mroźną zimę, wprowadziła się do nich Pola. Można powiedzieć, że stała się dla nich zwiastunem wiosny – wypełniła w ich sercach puste miejsce, które zająć mogło tylko dziecko. Nie oznacza to jednak, że wszystko od razu było łatwe i przyjemne.
Na początku było ciężko – wspomina pani Dagmara. Pola była bardzo zamknięta w sobie, niekiedy krnąbrna. Cała sytuacja rodzinna bardzo się na niej odbiła. W trakcie swojego jedenastoletniego życia naprawdę dużo przeżyła. Z czasem jednak dziewczynka zaczęła coraz bardziej się otwierać, związywać z nami. Wzrastało jej poczucie bezpieczeństwa, a ona rozkwitała jak piękny kwiat.
Dziś Pola jest już młodą kobietą, studiuje i dalej mieszka ze swoimi zastępczymi rodzicami. W dalszym ciągu wspierają oni jej kontakt z rodzeństwem, pomagają organizować spotkania, ponieważ Kamila i Piotrek mieszkają dość daleko. Małżonkowie czasem nadal muszą mierzyć się z gorzkimi słowami ze strony biologicznej rodziny Poli, ale już nie przeżywają tego tak bardzo. Nauczyli się żyć i radzić sobie ze wszystkimi zaletami i trudnościami płynącymi z bycia rodziną zastępczą.
Kolejny zwrot akcji
To jednak tylko część historii rodziny pani Dagmary i pana Zbigniewa. Kolejny zwrot akcji nastąpił w 2015 roku. Małżonkowie otrzymali wówczas telefon od zaprzyjaźnionego pracownika powiatowego centrum pomocy rodzinie: Chodzi o śliczną, półroczną dziewczynkę. Właśnie toczy się sprawa o pozbawienie władzy rodzicielskiej jej matki, więc szukamy dla niej domu tylko na chwilę. Później trafi do adopcji.
Te słowa zelektryzowały panią Dagmarę i pana Zbigniewa, zgodnie postanowili, że przyjmą dziecko pod swój dach i zaczęli przygotowywać się do opieki nad tak maleńkim dzieckiem. Odbieraliśmy ją z pogotowia rodzinnego – opowiada pan Zbigniew – i już wtedy wiedzieliśmy, że zostanie z nami na zawsze. A przynajmniej, że bardzo byśmy tego pragnęli.
Sprawa okazała się bardziej skomplikowana… Matka Monisi nie była w stanie prawidłowo pełnić swej roli ze względu na znaczną niepełnosprawność. Kobieta pochodziła z patologicznej rodziny i nie mogła liczyć na wsparcie swych rodziców w opiece nad dzieckiem. Sama natomiast wymagała stałej opieki i wsparcia w codziennym funkcjonowaniu. Ojcostwo Moniki nie zostało prawnie ustalone. Dwa lata wcześniej kobieta urodziła swoją pierwszą córkę, która szybko trafiła do adopcji.
Według prawa – opowiada pani Dagmara – to rodzina adopcyjna, która przysposobiła tę dziewczynkę miała pierwszeństwo do adopcji Moniki. Chodzi tu o łączenie rodzeństwa. Najpierw jednak musiało dojść do prawomocnego pozbawienia matki władzy rodzicielskiej. Nawiązywaliśmy z Moniką coraz silniejsze więzi, jednak ciągle z tyłu głowy mieliśmy to, że dziewczynka może trafić do adopcji. Kiedy czekaliśmy na decyzję tej rodziny, był to dla nas niezwykle trudny czas. Dobro Moniki stawialiśmy na pierwszym miejscu. Postanowiliśmy więc, że nie będziemy walczyć o jej adopcję, gdyby rodzice adopcyjni jej biologicznej siostry się na to zdecydowali. Wiedzieliśmy, że dla Moniki ogromną wartością byłoby wychowywanie się wraz z siostrą. Jednak, gdy otrzymałam telefon z ośrodka adopcyjnego, że tamta rodzina nie zdecydowała się, płakałam ze szczęścia.
Bolesne wspomnienia
Kiedy Monika do nas trafiła, jej rozwój był opóźniony. Dziewczynka miała osiem miesięcy, jednak tylko leżała. Szybko rozpoczęliśmy ćwiczenia, stymulację. Rozwój wyraźnie przyspieszył. Długo problemem był także niespokojny sen dziewczynki, wybudzanie się z krzykiem i płaczem.
Ktoś by powiedział, że to takie małe dziecko, więc niczego nie będzie pamiętać – wspomina pani Dagmara – a tymczasem właśnie takie maluchy wszystko chłoną. I pozostaje to w nich na długo, nawet jeśli świadomie nie pamiętają. W przypadku, gdy nie zapewni się im bezpieczeństwa i miłości, szybko przełoży się to na stany lękowe czy chorobę sierocą. Monika najpierw spędziła dwa miesiące pod opieką niewydolnej rodziny biologicznej, później u kolejnych opiekunów w pogotowiu rodzinnym. Miała za sobą tyle trudnych doświadczeń i zmian, że pozostawiło to ślad w jej delikatnej psychice i znajdowało ujście podczas snu.
Dziś Monika chodzi do zerówki. Jest roześmianą, energiczną dziewczynką. Po doznanych ranach emocjonalnych nie widać śladu. Pani Dagmara i pan Zbigniew adoptowali dziewczynkę, gdy tylko otrzymali zielone światło. Początkowo planowali, że w przyszłości zaadoptują również Polę.
Kiedy Pola do nas trafiła, pomyśleliśmy, że z czasem być może poczuje się gotowa na zostanie naszą adopcyjną córką – opowiada małżeństwo – jednak okazało się, że jej więzi z rodziną biologiczną są zbyt silne. Bądź co bądź, przez 11 lat miała z nią kontakt i żyła nadzieją na powrót pod ich skrzydła. Ostatecznie postanowiliśmy, że po prostu pozostaniemy rodziną zastępczą dla Poli i pomożemy jej utrzymywać kontakt z rodziną biologiczną. To zupełnie inna sytuacja niż ta, gdy trafiła do nas półroczna Monisia bez żadnych znaczących więzi.
Siła rodzicielskiej mądrości
Taka postawa pani Dagmary i pana Zbigniewa świadczy o ich prawdziwej dojrzałości i kierowaniu się faktycznym dobrem dziecka. Małżonkowie ci rozumieją, że faktycznie istnieje duża różnica między sytuacją, w której do rodziny zastępczej trafia malutkie dziecko. Wtedy jego gotowość do adopcji jest bardzo duża. Ono dopiero będzie kształtowało swoją więź i poczucie przynależności. Jeśli jednak w rodzinie zastępczej zamieszkuje nastolatka, prawdopodobnie ma ona już ukształtowane więzi rodzinne. Zrywanie ich po to, by wejść w rolę rodziny biologicznej, mogłoby być zbyt bolesne i destrukcyjne dla psychiki dziecka. Co nie oznacza, że nie nawiąże ono silnych relacji rodzinnych z rodziną zastępczą. Pola traktuje panią Dagmarę i pana Zbigniewa jako najbliższe w swym życiu osoby. Jednak jej potrzeba kontaktowania się z rodzeństwem i dalszą rodziną biologiczną była na tyle silna, że najlepszym rozwiązaniem było umieszczenie jej w rodzinie zastępczej, która pomoże jej tę więź utrzymać. Pani Dagmara i pan Zbigniew doskonale wywiązali się z tej roli.
Zapytani o to, czy czegoś żałują, małżonkowie odpowiadają zgodnie: Nie, nasza droga do stania się rodzicami była może trochę inna niż u naszych znajomych lub sąsiadów. Jednak nasz dom jest pełen miłości, bezpieczeństwa i śmiechu. Nie zamienilibyśmy naszej historii na żadną inną.
Jeszcze ciepłe!
Jeżeli zainteresował Cię ten temat przeczytaj nasze najnowsze artykuły.