Co to właściwie jest rodzina zastępcza? Czym różni się od adopcyjnej? Obalamy społeczne stereotypy i wyjaśniamy, jak niedocenioną rolę odgrywają rodzice zastępczy w poranionym życiorysie wielu dzieci.
Rodzina zastępcza – o tym sposobie wypełniania pustki w życiu dziecka słyszymy coraz częściej w mediach, czytamy w czasopismach i książkach. Wiedza na ten ważny temat z dnia na dzień rośnie, jednak nadal często powielane są nieścisłe informacje i merytoryczne błędy. Wiele osób myli rodzinę zastępczą z adopcyjną. Nie brakuje też stereotypów budujących negatywny obraz rodzin zastępczych. Media chętnie podejmują i nagłaśniają tematy związane z krzywdzeniem dzieci w zastępczych domach. I choć oczywiście z takimi zjawiskami należy bezwzględnie walczyć, nie należy również dopuszczać do nadmiernej generalizacji, ponieważ zdecydowana większość rodzin zastępczych wypełnia swoją rolę najlepiej jak potrafi, dając dzieciom szczęście i bezpieczeństwo.
Rodzina zastępcza formalnie
Rodzinnych form pieczy zastępczej można wyróżnić kilka:
- spokrewniona rodzina zastępcza – w tym przypadku rolę rodziców zastępczych przejmują dziadkowie bądź rodzeństwo podopiecznego,
- niezawodowa rodzina zastępcza – tutaj rodzicami zastępczymi mogą stać się osoby zupełnie niespokrewnione z dzieckiem, jak np. sąsiedzi, ale również dalsza rodzina, np. rodzeństwo rodziców dziecka,
- zawodowa rodzina zastępcza – może ona pełnić funkcję pogotowia rodzinnego dla dzieci odbieranych z domów rodzinnych w trybie interwencyjnym bądź stanowić specjalistyczną rodzinę dla podopiecznego ze specyficznymi potrzebami,
- Rodzinny Dom Dziecka – odróżnia się on od pozostałych form przede wszystkim ustawowo przewidzianą liczbą dzieci, które mogą w takim domu przebywać.
To, co wspólne dla wszystkich tych form opieki, to fakt, iż warunki tam panujące są dla dziecka bardzo korzystne: stali opiekunowie, najczęściej małżonkowie oraz rodzinna, domowa atmosfera, która pozytywnie wpływa na psychikę dziecka.
Plaster na najcięższe rany
Rodzina zastępcza jest zazwyczaj pierwszym miejscem, do którego trafia przerażone i pełne ran emocjonalnych dziecko. Najczęściej wprost z dysfunkcyjnego domu rodzinnego bądź z instytucjonalnego domu dziecka. Oto relacja jednej z rodzin zastępczych ukazująca, z jak ogromnymi traumami musi czasami zmierzyć się mały człowiek i że wykwalifikowana rodzina zastępcza to dla niego szansa na znalezienie pomocy, miłości, a czasami i prawdziwego domu na całe życie.
Antek trafił do nas, gdy skończył cztery lata. Wychowywała go matka cierpiąca na alkoholizm, która miała lepsze i gorsze okresy w swoim życiu. Problem wyszedł na światło dzienne, kiedy chłopiec poszedł do przedszkola. W pierwszym okresie pobytu Antka u nas pomyśleliśmy sobie, że trafiło do nas bardzo grzeczne i spokojne dziecko. Zastanawialiśmy się, jak to możliwe, skoro miało za sobą taką drogę. Zachowaliśmy jednak czujność, ponieważ byliśmy wyposażeni w wiedzę ze szkoleń.
Wkrótce zaczęliśmy dostrzegać sygnały ostrzegawcze. Myśleliśmy, że Antoś po prostu jest skryty i lubi spędzać czas w swoim własnym towarzystwie, a tymczasem on zwyczajnie nas unikał. W psychologii określa się to jako unikowy styl przywiązania (więcej na ten temat przeczytacie tutaj). Mijał czas, a Antek nadal nie prosił nas o pomoc, wolał radzić sobie sam. Kiedy był smutny czy zestresowany, np. po odwiedzinach matki biologicznej, zamiast szukać pocieszenia u nas, rzucał się w wir zabawy. Wkrótce zaobserwowaliśmy, że nie była to normalna, pełna zaangażowania i pasji zabawa małego dziecka, tylko mechaniczne powtarzanie czynności – np. puszczanie kolejki po torach bez żadnych z tym związanych emocji czy ożywienia.
Psycholog wyjaśnił nam, że dzieci z tym stylem przywiązania podejmują różnorodne zachowania w celu stłumienia swoich emocji – mogą kołysać się, ssać kciuk czy też właśnie bawić się w sposób mechaniczny. Do takiego ukrywania własnych emocji dochodzi, gdy potrzeby dziecka nie są zaspokajane. Mogło ono wcześniej dawać sygnały o tym, czego potrzebuje, a jednak nikt nie zapewniał mu poczucia bezpieczeństwa i bliskości. Wówczas dziecko zaczyna tej bliskości unikać, ponieważ kojarzy mu się ona z cierpieniem. Pragnie stać się samowystarczalne.
Włożyliśmy ogrom pracy w to, by pokazać Antosiowi, że tym razem będzie inaczej. Że dorośli są po to, by dbać o niego, kochać go i zaspokajać jego potrzeby. Uczyliśmy go bliskości, przytulania. Pokazywaliśmy, w jaki sposób mówić o swoich emocjach i pragnieniach. A przede wszystkim staraliśmy się zawsze być niezawodni, aby na własne oczy mógł się przekonać, że tym razem może na dorosłych liczyć, że może po prostu być dzieckiem. Jest to trudne, ponieważ należy nauczyć się dystansu do siebie i pamiętać, że to, że dziecko mnie odtrąca, nie jest związane ze mną, tylko z jego przeszłością. Taki ma mechanizm obronny. Nie można się urażać i brać tego do siebie.
Dziś mijają dwa lata od momentu, w którym Antoś do nas trafił. Chcieliśmy być dla niego tylko rodziną zastępczą, ponieważ mamy już nastoletnie biologiczne dzieci i spełniliśmy się jako rodzice. Jednak Antek skradł nasze serca – nawiązaliśmy z nim bardzo silną więź. Obecnie toczy się sprawa o odebranie matce biologicznej praw rodzicielskich. Umożliwi to adopcję dziecka. My, jako rodzina zastępcza, mamy prawo do pierwszeństwa jego adopcji. Bardzo poważnie się nad tym zastanawiamy.
Bywa też inaczej…
Warto wiedzieć, że ustawa jasno mówi o tym, że o ile rodzina biologiczna ma potencjał do poradzenia sobie ze swoimi problemami i odzyskania dziecka, rodzina zastępcza powinna ją w tym wspierać. Możliwość powrotu dziecka do rodziny biologicznej istnieje zawsze, więc rodzice zastępczy powinni posiadać odpowiednią motywację do pełnienia swoich ról. Bo choć oczywiście w praktyce często zdarza się, że wychowywane przez nich dzieci z nimi pozostają, możliwy jest też inny scenariusz. Oto relacja kobiety prowadzącej rodzinny dom dziecka, która potwierdza, że rodzice zastępczy mogliby działać na niekorzyść dziecka, gdyby od razu nastawili się na posiadanie wyłącznych do niego praw.
Magdę i Karolinkę przyjęliśmy do naszego domu jako pierwsze. Ich rodzice mieli problem z nadużywaniem alkoholu. W rodzinie panowała również bieda. Jednak rodzicom nie można było odmówić miłości do dzieci. Byli nieporadni, ponieważ sami pochodzili z dysfunkcyjnych rodzin. Uzyskali oni prawa do urlopowania dzieci w weekendy i inne dni wolne od szkoły. Magda i Karolina były bardzo związane z rodzicami. Postanowiliśmy więc z mężem zrobić wszystko, by pomóc tym ludziom dobrze pełnić swoje rodzicielskie role.
Na początku jasno postawiliśmy granice w kwestii alkoholu – nigdy nie pozwolimy dzieciom pojechać do nich na weekend, jeśli będzie choć cień podejrzeń, że są pod wpływem alkoholu. Jeśli dowiemy się, że podczas weekendu pili, zawiadomimy policję i sąd. Zaczęliśmy stanowczo, ale okazaliśmy im też mnóstwo serca. Wskazywaliśmy, gdzie mogą uzyskać pomoc. Podpowiadaliśmy, o czym muszą pamiętać podczas weekendu, aby prawidłowo zająć się dziećmi. Angażowaliśmy ich w co tylko mogliśmy. Informowaliśmy o szkolnych wydarzeniach, przedstawieniach, wizytach lekarskich, zapraszaliśmy na urodziny dziewczyn, aby mogli świętować razem z nami. Uczyliśmy, jak ugotować ulubioną zupę Magdy i wysłaliśmy przepis na ciasto, które bardzo smakowało Karolinie. Po pewnym czasie rodzicom dziewczyn urodziło się kolejne dziecko. Magda i Karolina bardzo związały się z najmłodszym bratem, a my kibicowaliśmy im, by tym razem sprawdzili się jako rodzice. Pomogliśmy im skompletować wyprawkę. Widzieliśmy, że to doceniają i chyba po raz pierwszy w życiu sami doświadczają troski i bezinteresowności płynących od drugiego człowieka.
Pewnego dnia dowiedzieliśmy się jednak, że w ich domu odbyła się libacja alkoholowa, którą sąsiedzi zgłosili na policję. Jeszcze tej samej nocy Piotruś, ich synek, trafił do interwencyjnej placówki opiekuńczo-wychowawczej. Magda i Karolina były zdruzgotane. Natychmiast podjęliśmy starania, aby chłopiec trafił do nas. Szczęśliwie udało się to już po kilku dniach. Rodzice rodzeństwa zrobili wszystko, co mogli, by chłopiec do nich wrócił. Podjęli leczenie, co było najważniejszym stawianym im przez sąd warunkiem. Po dwóch miesiącach Piotruś znów mógł z nimi zamieszkać. Magda i Karolina pozostały u nas. Sąd uznał, że rodzice mogliby nie poradzić sobie z opieką nad trojgiem dzieci.
Mamy otwarte serca dla takich rodziców, ponieważ widzimy, że na swój sposób się starają. Dziewczyny trafiły do nas w starszym wieku, więc były już z nimi silnie związane, co jest przeciwwskazaniem do adopcji. Magda i Karolina są już coraz starsze, to już właściwie nastolatki. Prawda jest taka, że zapewne po ukończeniu 18 lat będą chciały wrócić do rodziców. Robimy więc wszystko, by tę rodzinę wesprzeć, bo widzimy w niej potencjał. Gdyby tak nie było, nie walczylibyśmy z wiatrakami.
Niekończąca się lista zadań
Nietrudno dostrzec, że bycie zastępczymi rodzicami to bardzo odpowiedzialna rola. Trzeba nauczyć dziecko na nowo, jak powinna wyglądać rodzina. A z czasem trzeba pokazać mu, jak to jest być dzieckiem. Nadrobić braki edukacyjne, wypracować zasady, współpracować z rodzicami biologicznymi.
Na szczęście we wszystkich tych zadaniach rodziców zastępczych wspiera organizator pieczy zastępczej, najczęściej jest to miejski ośrodek pomocy rodzinie lub powiatowe centrum pomocy rodzinie. Rodzina zastępcza współpracuje z koordynatorem, który wspomaga ją w realizacji zadań, bierze też udział w warsztatach i szkoleniach. Do dyspozycji rodziny jest również często psycholog i pedagog.
Misja pełna miłości
Rodzice zastępczy bardzo często mówią o ogromnej satysfakcji z pełnienia swej roli. Możemy od nich usłyszeć: Staliśmy się dla dziecka bezpieczną przystanią albo Mamy kontakt ze wszystkimi rodzinami adopcyjnymi, do których trafiły „nasze” dzieci. Sami dzwonią, odwiedzają. To dla nas wielka radość. Bywa też tak: Maciuś został z nami. W ośrodku adopcyjnym stwierdzono, że nasza więź jest zbyt silna, by powierzać go kolejnej rodzinie. Cieszymy się, bo my również bardzo go kochamy.
Jak więc widać, scenariuszy jest bardzo wiele. Historia każdej rodziny zastępczej jest inna i niepowtarzalna. Niektóre stają się nie tylko przystanią, ale i portem – domem „na zawsze”. Inne pojawiają się w życiu dziecka „na chwilę”, aby pomóc mu przeczekać trudny czas, aż powróci do rodziny biologicznej lub trafi do adopcji. Łączy je jednak jedno – każda z nich robi wszystko, by stworzyć dziecku bezpieczny dom. Każda daje nadzieję na to, że miłość i bliskość są czymś na wyciągnięcie ręki, czymś, na co zasługuje się bezwarunkowo. Każda staje się opatrunkiem na najgłębsze rany. W każdej przeplata się ból przeszłości z nadzieją na lepszą przyszłość.
Jeszcze ciepłe!
Jeżeli zainteresował Cię ten temat przeczytaj nasze najnowsze artykuły.